*Zaraz za mostem panował wielki bałagan. Visenna poznosiła masę niepotrzebnych rzeczy, dokonywała selekcji na świeżym powietrzu, co się przyda do wyprawy, co nie... Dość długo zastanawiała się, co zabrać dla drużyny... Jak po chwili się okazało, nie bardzo była w stanie cokolwiek wymyślić nie mając pojęcia, ile osób weźmie w tym udział. Usiadła więc na największej skrzynce, lekko załamana wszystkim, co jej nagle spadło na barki... Z drugiej strony, była zadowolona ze swojej roli- lubiła wyzwania. Jednak miała wyczuwalne lekki ruch w żołądku, przeczucie co do wyprawy... *
Oj, wesoło będzie, wesoło... *Mruknęła*
Na transparent, który "jakimś przypadkiem" znalazł się wśród chaosu, panującym tam przyczepiła jeszcze jedną kartkę, z informacją: *
Wszystkich zainteresowanych wyprawą łupieską na południe kontynentu proszę o przeczytanie KARTKI NA PLACU!
*by upewnić się, że wszyscy takową przeczytają.
Ostatnio edytowany przez Visenna (2007-01-12 11:43:11)
Offline
Hm... widziałam już trzy osoby mijające mnie w drodze do zamczyska i spowrotem... bez żadnej odpowiedzi. Ani że się nie podjemą, ani że się podejmą.... Czy to tchórzostwo, czy zero inicjatywy czy brak wyobraźni- ach, brak słów, brak słów... *mruczała do siebie*
Offline
*ALvar zrzucil ze swoich barkow pokaznych rozmiarow pakunki i cicho sapiac jal sie rozgladac po okolicy*
- To mi wyglada na wieksza wyprawe, czy abym nie zapomnial niczego.
*Zaczal przetrzasac swoje tobolki oceniajac wprawnym okiem ich zawartosc*
- tarcza raz, zbroja raz, helm...hmm gdzie ten helm.
*Szybkim ruchem wyrzucli na ziemie zawartosc najwiekszego worka z ktorego natychmiast wyturlaly sie pokaznych rozmiarow pekate butle najprzedniejszego alkoholu z zamkowych piwnic.*
-O! jest i helm - wymamrotla.
-No to ja jestem gotowy do drogi na dobre i na zle.
*Odkorkowal omszala butelke i pociagnal ogromny lyk pitnego miodu. Oblizujac ustal rozgladal sie wyczekujaco za kolejnymi uczestnikami wyprawy*
Offline
-Pozwoliłam sobie rzucić okiem na Twoje tobołki... i polecam wziąźć jeszcze jakieś dobre futro. Naprawdę, pewna jestem, że się przyda. I wysokie buty, najlepiej z niebieskiego smoka- powinny grzać.
Offline
*Zmierzajac w strone zwodzonego mostu zamczyska z daleka ujrzał Visennę przebierajaca w stercie najróżniejszych przedmiotów. Z dala pomachał jej ręka i ponaglił rumaka by spotkac sie nia jak najszybciej. Bedac przy niej szybko zeskoczył z konia i ukłonił sie przyjacióce*
- Witaj Pani Visenno *śmiejac sie przy tym zawadiacko*
*zorientowawszy sie z zamiarach nagłej i ciezkiej wyprawy, rzekł*
- W takim wypadku pędze do zamczyska, szybko przeczytać co i jak sie szykuje, chwile jeno zabawie w swojej komnacie niezbednych rzeczy poszukujac i wracam czem prędzej...
Offline
*Podeszła do Visenny, usmiechnęła się wesoło i rzekła*
-Witaj Pani. Doszły mnie słuchy, że wyprawa się szykuje. Może więc przyda się pomoc uzdrowicielki. Zwłaszcza na statku, gdzie dzielni woje kołysanie zdwoją napitkami szlechetnymi. *Mrugnęła okiem*
- A i w walce biegła jestem.
* Pobiegła w stronę zamku, myśląc po drodze o miksturach, jakie zabrać powinna w podróż.*
-Niebawem wrócę! *krzyknęła.
Offline
*zatarła ręce z zadowolenia*
-Ach, aż się wyć chce z radości... a może zaraz to zrobię..? JEEEHuUuHaJEJ!! A jednak będzie wyprawa!!*podczas okrzyku odtańczyła coś wyglądające jak ruchy tygrysa w pogoni za jeleniem w połączeniu ze zwariowanymi ruchami Harpii podczas ataku*
-Alvarze, mógłbyś zerknąć na arenę treningową? Widzę, że wszystko pięknie układa Ci się, już nawet w dużej mierze jesteś spakowany... Tam ktoś na Ciebie czeka- co prawda nie kurtyzana, której się zapewne spodziewasz po tym zdaniu, jednakże pewien... fachowiec *mrugnęła do niego, dając do zrozumienia, że "coś tu jest nie tak z tą wypowiedzią"*
-Hm... Czekam z otwartymi rękoma na Was obu! Gaylo, nawet się nie spodziewałam, że mamy uzdrowicielkę w szeregach! To doskonale się składa! Bardzo, ale to naprawdę bardzo się przydasz! A że dobrym wojownikiem jesteś, to już słyszałam... Warto mieć uszy ze wszystkich stron świata *uśmiechnęła się do niej promiennie... choć ta pewnie już i tak tego nie widziała, tak szybko pędziła w stronę zamczyska*
-Paniczu Tsu Jinie- miałam nadzieję Cię tutaj zobaczyć! *uśmiechnęła się tak, że tylko oni we dwójkę rozumieli przesłanie i podtekst w tym... geście*
Offline
*Zobaczyła, iż zaczyna się ściemniać. Idealna pora, na rozpoczęcie wyprawy... przynajmniej będzie miała czas odpowiedzieć na pytania gdyby co... Podczas dnia znów będzie musiała zmienić postać, ale tymczasem może spokojnie jechać całą noc.
Spakowała wszyskie manatki dla siebie, oraz osobno rzeczy potrzebne dla wszystkich razem. Ta druga torba wędrować będzie pomiędzy róznymi osobami.
Wsiadła na swego wierzchowca, rozluźniła wodze i ściągnęła pięty. Koń ruszył stępa. Powoli jechała, czekając aż reszta do niej dołączy.*
Offline
New member
*W zamczysku zapłonęły wszystkie pochodnie. Znak, że wyjazd właśnie się zaczyna. Noc... Cisza. Słychać tylko jakieś ptaki wyśpiewujące sobie tylko znane słowa. W lesie koło zamku krąg postaci zostawił otwarte wrota do Galimoru. Niebezpieczny świat stał otworem... Gdzieś w okolicy kręciły się gobliny. Pojedyńcze jednostki nic nie robiły. Ktokolwiek do nich podjechał, był w stanie zabić je jednym ruchem miecza. Byle szybko, byle cicho...*
Offline
*Zauważyła, że konia Visenny nie ma już w stajni*
- Psia krew... Znowu się spóźniam
*W tempie ekspresowym osiodłała swego wierzchowca, przytroczyła tobołki i wskoczyła na siodło. Szybko ruszyła za oddalającą się drowką. Gdy w końcu do niej dołączyła powiedziała : *
- Witam. Jak dobrze, że zdążyłam zanim wyruszyliście.
Ostatnio edytowany przez Lady Mabh (2007-01-15 22:59:17)
Offline
- Och nie martw się *uśmiechnęła się do niej* Ja powolutku jadę, ale tak naprawdę jeszcze czekam, aż wszyscy się dołączą. Przecież jak widzisz, na razie jesteśmy tylko we dwie. Chodź, przejrzyjmy sobie w międzyczasie okolicę. Tylko nie zbyt daleko od traktu, by reszta nas bez problemu zauważyła!
Offline
-Cóż... To już jest nas kilku. Wróciłam na chwilę do fortecy spytać Alvara, Wierka i Mastrangela czy jadą z nami. Wkrótce powinnam się dowiedzieć, jak z nimi sytuacja wygląda i natychmiast ruszamy galopem. Mortyshja prawdopodobnie dogoni nas gdy już będziemy na miejscu, stwierdziła, że ma jeszcze kilka spraw do zakończenia. Ale będzie to za dłuższy czas, więc będziemy musieli nieraz wysyłać jej gołębia.
Offline